Recenzja filmu

Wyspa skazańców (2010)
Marius Holst
Benjamin Helstad
Trond Nilssen

Chłopcy z wyspy Bastøy

W filmie Holsta liczy się niewygodna historia oparta na faktach, która stanowi doskonały przykład błędu państwowego systemu wychowawczego.
Norweskie odludzie. Na wyspie Bastøy od początku XX wieku istnieje zakład poprawczy dla niepokornych chłopców z nizin społecznych, którzy nie umieją się dostosować do twardych reguł panujących w społeczeństwie. Resocjalizacja oznacza uzdrowienie. Żeby ponownie stać się pełnoprawnym obywatelem, trzeba przede wszystkim odbyć należną karę i wykazać chęć współpracy z nadzorcami, tak żeby nikt nie miał najmniejszych wątpliwości, że niepokorny delikwent ma wciąż ochotę na bunt.

W filmie Holsta "leczeniem" młodocianych przestępców zajmują się milczący i nieznoszący sprzeciwu nadzorcy, którzy punkt po punkcie realizują misję resocjalizacyjną opierającą się na dziadowskich warunkach życia i ciężkiej pracy. Niewystarczające racje żywnościowe, śmierdzące latryny, kary cielesne, baraki mieszkalne i tradycyjnie numerki zamiast imion i nazwisk to tylko niektóre sposoby przywoływania do porządku w norweskiej jednostce karnej. Nad wszystkim czuwa pan dyrektor Håkon (Stellan Skarsgård), który może chwilami przypomina sobie, że w jego ośrodku mieszkają dzieci, ale najczęściej wychodzi z założenia, że dobra kara ma najlepszą wartość edukacyjną.

Na wyspie skazańców sytuacja zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni wraz z przyjazdem rewolucjonisty Erlinga (Benjamin Helstad), na którym ciąży wyrok za zabójstwo. Chłopak broni się rękami i nogami przed regulaminem placówki. Bunt jest tylko kwestią czasu. Na jego czele stanie trzech przyjaciół, których zjednoczyła niesprawiedliwość. Wszystko zgodnie z prawidłami dramatu o trudnym dzieciństwie, tak żeby z jednej strony wspominać ofiary, a z drugiej piętnować ludzkie występki.

W filmie Holsta liczy się przede wszystkim przypominanie niewygodnej historii opartej na faktach, która stanowi doskonały przykład błędu państwowego systemu wychowawczego z początku wieku. Wątki seksualnej przemocy czy kar cielesnych znane z takich filmów, jak "Siostry Magdalenki" Petera Mullana mają być jedynie punktem wyjścia do krytyki  norweskiej polityki społecznej (zakład istniał do roku 1970). Z drugiej strony "Wyspę skazańców" wypadałoby traktować jak film o dojrzewaniu i męskości, która jednoznacznie w filmie Holsta jest kojarzona z hasłami: sprawiedliwość, bohaterstwo, honor i poświęcenie. Na dokładkę patos podtrzymuje metafora umierającego wieloryba, która ma być punktem wyjścia wspomnień o chłopcach z wyspy Bastøy. Stąd, kiedy zapada decyzja stawienia czoła systemowi nadzorców, z pomocą przychodzi opowiadanie pisane przez jednego z bohaterów. Literatura ma moc rewolucyjną, ale tylko wtedy, gdy daje choć odrobinę nadziei na świetlaną przyszłość.

"Wyspa skazańców" Mariusa Holsta była pokazywana rok temu na festiwalu Nowe Horyzonty w sekcji "Norwegia bez granic". W tej klasycznej narracji o naiwnych ofiarach, które wreszcie stawiają czoła złu i okrucieństwu, warto zwrócić uwagę przede wszystkim na warstwę wizualną. Gdyby nie niepokojące i momentami bardzo intymne zdjęcia Johna Andreasa Andersena oraz kreacje młodych aktorów (Helstad, Nilssen, Joner) "Wyspa skazańców" byłaby jedną z wielu historyjek o zapomnianej przeszłości, która nie jest już, dzięki bogu, naszym udziałem.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Teoria złotego środka Arystotelesa mówi o tym, że skrajności w postępowaniu prowadzą do fatalnych... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones